czwartek, 8 grudnia 2011

Pies się nie myli

Wychodzimy z bloku, pies idzie bardzo ładnie na luźnej smyczy. Ulica. Zatrzymuje się przed krawężnikiem, Bona siada obok. Wokół nas brak czegokolwiek co może szczególnie rozpraszająco działać na psa lub być dla niego bardzo atrakcyjne. Przechodzimy przez jezdnię.
Za jej osią, sunia przyśpiesza idąc nadal w kierunku przeciwległego krawężnika. Dość delikatnie lecz napina smycz. Zatrzymuje się (mam taką możliwość, jezdnia jest pusta), suczka wraca, staje obok mojej nogi, idziemy dalej. Pies na luźnej smyczy. Nagroda.
Pies trafił do mnie a właściwie wyciągnąłem go z warunków w jakich bytowania nikomu nie życzę, w wieku około pięciu lat. O chodzeniu na smyczy mogłem powiedzieć tylko tyle, że chodzi a smycz to wytrzymuje. Po czasie sytuacja ulegała zmianie. Moje podejście do psów, spojrzenie na ich zachowania, szkolenie także ewoluowały a w ręce zaczęły pojawiać się nagrody i… … pewien problem. Pies przekraczając oś jezdni, znacznie przyspieszał. Wyrywał do przodu tak, jakby przeciwległy krawężnik był dla niego czymś niesłychanie atrakcyjnym. Co okaże się istotne, pierwszy raz dokonałem tego „odkrycia”, gdy z jakiejś przyczyny przechodząc przez jezdnię po przejściu dla pieszych musiałem zmienić tempo. Kilkadziesiąt powtórzeń i kolejne spostrzeżenie. To nie dotknięcie czy wejście na krawężnik jest dla Bony atrakcyjne.
Sunia dwa lub trzy kroki przed nim jeszcze przyśpiesza aby tuż za nim, powrócić do tempa chodu z pierwszej części jezdni. Mało tego! Dodatkowo robi to precyzyjnie i zawsze. Cóż, pierwsze moje myśli dotyczyły wpływu na nią jakichś bodzców, rozproszeń których ja nie potrafiłem właściwie zinterpretować. Zapach innego psa znajdującego się w oddaleniu, inne zapachy, miejsca których atrakcyjności dla psa ja niestety, nie umiem dostrzec. Dobrze. Jak jednak wytłumaczyć jej zachowanie w miejscach pozbawionych dla psa atrybutów szczególnej atrakcyjności a może i w ogóle jej braku. Asfalt, kostka, kawałek krawężnika naprzeciwko nas, miejsce „wiejące nudą”. Chodzimy. Bona, jak zaczarowana, powtarza sekwencję. Idziemy, pies przyspiesza, tutaj wprowadzam zmianę i zatrzymuje się. Wraca, jest obok, ruszamy, przyśpiesza. Moje pomysły na wytłumaczenie zachowania ulegały wyczerpaniu. Dodatkowo, sunia zwiększając tempo sprawiała wrażenie zadowolonej. Popołudnie. Jestem sam, bez psa w centrum miasta. Jak zazwyczaj to czynię, idę szybko. Przechodzę, w miejscu niekoniecznie do tego przeznaczonym, przez jezdnię. Staję po drugiej stronie i… wracam by kilkukrotnie pokonać jezdnię. Śmiech! Tak, śmieje się. Będąc tak dobrym szkoleniowcem mogę sterczeć na chodniku i śmiać się do siebie! Gdybym jeszcze w tym konkretnym przypadku posiadał świadomość czego uczę psa, byłoby idealnie. „Dziwne” przekraczanie jezdni przez psicę, wynikało z tego, że ja chodziłem tak zawsze! Robiłem to całkowicie bezwiednie.  Mój cykl przechodzenia, wyglądał identycznie jak prezentowany przez psa. Mogli go trochę zakłócać na przykład ludzie idący w przeciwnym kierunku. Jednak chodząc z Boną, zawsze starałem się wybrać taki tor by uniknąć zderzeń z przechodniami. Tak jak wtedy pies, ja przyśpieszałem zawsze. Byłem tego nieświadomy, ona jednak tak. Mało tego. Chodząc w poprawny sposób, blisko mojej nogi, była wielokrotnie nagradzana. Mieszkając w mieście „zdarza się”, że przechodzimy przez jezdnię więc powtarzaliśmy tą sekwencję tysiące razy. Zachowanie psa, przez nas pożądane lub nie, może oczywiście mieć różne przyczyny. Być wynikiem przeżywanego przez czworonoga stresu, podniecenia. Wynikać z jego wcześniejszych doświadczeń, także takich o których opiekun nie ma żadnej wiedzy. Może także, być przez nas bardzo mocno nagradzane, wzmacniane nawet wtedy gdy niekoniecznie zależy nam na jego utrwaleniu. Dobrze jeżeli jako przewodnicy posiadamy pewną wiedzę na temat uczenia się psów, jeżeli nie, zdobywajmy ją gdyż pewne jest to, że pies się nie myli.

autor: biedrona

artykuł pochodzi z serwisu:

http://www.airstar.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz